Gra aktorska, zdjęcia, montaż - wszystko poniżej oczekiwań. Przez większość czasu film nudzi. Wypełnia go bełkotliwa, przeintelektualizowana rozmowa na temat historii ludzkości. Poszczególne wypowiedzi bohaterów nie trzymają się kupy - to nawet nie dialog a grupa monologów. Sprawia to wrażenie jakby każda z postaci czytała na wyrywki poszczególne fragmenty podręczników do historii czy filozofii. Podejrzewam, że scenariusz w zamierzeniu miał wzbudzać kontrowersje, może nawet odrobinę zszokować. Część widzów zniesmaczył, wzburzył. A ja przechodzę obok tej produkcji zupełnie obojętnie. Ani mnie on nie wzruszył, ani nie rozbawił. Niestety także niczego nowego nie wniósł. W dzisiejszych czasach rozmowy o seksie, homoseksualizmie, eutanazji nie robią już takiego wrażenia.
Wątek wszechogarniającej wszystkich przyjaźni i miłości jest mocno naciągany. Rodzina, znajomi, kochanki - tworzą oni jedną brać i wspólnie celebrują ostatnie dni głównego bohatera. To nic, że ten przez całe życie dbał tylko o własne uciechy i poświęcił wszystkich, którzy go kochali, dla kultywowania hedonizmu. W obliczu śmierci ludzie, z którymi stracił kontakt już dawno, zjawiają się u jego łoża śmierci radośni jak skowronki. Gdzie tu logika? I za co te wszystkie nagrody?!